29.04.2024 02:46:12
Nawigacja
O Stowarzyszeniu
Statut Stowarzyszenia
Zarząd i Członkowie
Deklaracja
Odznaka Absolwenta

Absolwenci Szkół od A do F
Absolwenci Szkół od G do L
Absolwenci Szkól od Ł do R
Absolwenci Szkół od S do W
Absolwenci Szkół od Z do Ż

Najpopularniejsze tematy
Najnowsze fotki w galerii
Ostatnie komentarze
Ostatnio na forum

Wyszukaj
Regulamin strony
Kadra Pedagogiczna
Internat
Statki Szkolne - załogi
Fundusze Pamięci
Izba Pamięci
Składki członkowskie 2016
Składki członkowskie 2017
Składki członkowskie 2019
Ostatnie artykuły
Technikum Żeglugi Śr...
Bractwo Mokrego Pokł...
Spotkanie 18.11.2017
Zjazd
KNAGA - inne określe...
Shoutbox
Musisz zalogować się, aby móc dodać wiadomość.

30/05/2022 15:24
Stasiu, przed każdym ze zjazdów tak było - przed każdym...Ani Twoja, ani Warszego rocznika to wina, bo z a w s z e byliście najliczniejsi(!) Pozdrawiam :-)

30/05/2022 14:24
Myślę ze liczba chętnych do uczestnictwa w Zjeździe jest tak mała gdyż część kolegów przyjęła metodę wyczekiwania będzie " dłuższa Lista" to ja tez się zapisze a to związuje ręce organizator

30/05/2022 13:40
Zjazd 75 leci powstania szkoły to nie tylko ważna uroczystość ale okazja do spotkania kolegów w murach Naszej szkoły gdzie spędziliśmy piękne młodzieńcze lata. Pozdrawiam kolegów i myślę ze będzie nas

29/05/2022 13:25
...dociekać i dopytywać, a 75 Lecie, to wyjątkowa rocznica. Niektórzy pokonają setki kilometrów, by w nim uczestniczyć. Pozdrawiam :-)

29/05/2022 13:23
Administratorów/or
ganizatorów proszę o odniesienie do mojego komentarza - pod postem o najbliższym Zjeździe /do którego pozostało kilkanaście dni/. Sami uczestnicy nie mają, jak widać smiałości, by do

Helena Węgrzyńska
Gdy rozpoczynaliśmy naukę w Technikum Żeglugi Śródlądowej w roku 1966 - większość z nas dotknęła wcześniej pierwsza, znacząca reforma systemu nauczania. Chodziło o to, że powinniśmy już kończyć ośmioklasową szkołę podstawową i taki materiał przerabialiśmy od pierwszej klasy podstawówki. W siódmej - niegdyś kończącej podstawową edukację klasie - ogłoszono nam jednak, że jeśli chcemy kontynuować naukę w technikach czy szkołach zawodowych - możemy poprzestać na siedmiu klasach. Gdyby jednak ktoś chciał uczyć się w liceum ogólnokształcącym (nie było wówczas tak wiele liceów zawodowych) - musiał ukończyć ósmą klasę.

Zapewne wielu pomyślało: "po co mam siedzieć jeszcze rok w tej cholernej budzie - pójdę po siódmej do technikum". Tak oto znaleźliśmy się w "edukacyjnej przestrzeni", której nikt nie przewidział, dając nam taką mozliwość. Okazało się bowiem kilka lat później, że ci, którzy idąc w pełni nowym programem nauczania skończyli osiem klas i czteroletnie licea - zdawali maturę (i na studia) równocześnie z nami (7 klas + 5 lat technikum). Spowodowało to takie konsekwencje, że egzaminy na studia politechniczne, a także wszędzie tam, gdzie na egzaminach wstępnych zdawało się matematykę, opracowano według parytetu 2:1 (dwa tematy z nowego programu, jeden ze starego). To było poważne podcięcie skrzydeł, ale o tym jeszcze nikt z nas w momencie opuszczania podstawówki po siedmiu klasach nie wiedział.

Jakkolwiek nas jeszcze ten problem specjalnie nie nurtował - to naszą Panią Profesor od matmy bardzo!. Pani Helena postanowiła, że "Jej Uczniowie" zostaną przygotowani z tego przedmiotu tak, aby w starciu na egzaminach wstepnych dostać równe szanse z "ośmioklasistami po liceum". Tak więc już od pierwszej klasy wpadliśmy w szeroko rospostarte ramiona naszej profesorki, która niczym Matka rozpięła nad nami edukacyjny parasol.

Matematyka zawsze była ustawiona w planie lekcji tak, że były to dwie godziny lekcyjne pod rząd. Przyzwyczajeni do "świętości" przerwy w podstawówkach przeżyliśmy szok, gdy nasza matematyczka nie raczyła nas wypuścić na przerwę uznając, że nie opanowaliśmy materiału w stopniu takim, by na nią zasłużyć. Jej olbrzymia postać (bez uszczypliwości) i tubalny głos z nieco śpiewnym, kresowym akcentem budziły wśród nas taki respekt, że nikt nie próbował nawet przeciwstawić się "nowym" zwyczajom.... Od starszych kolegów szybko "przyswoiliśmy" jej szkolne przezwisko - bo nie używano wtedy słowa "ksywka" - ale wymawiane było przez nas ze swoistym nabożeństwem. Co tu dużo gadać - wszyscy się Jej baliśmy jak ognia.

Lekcje matematyki oprócz "zwyczajnych" elementów (klasówka, kartkówka, odpytywania, rozwiązywania zadań) zawierały także elementy wychowawcze, choć Pani Helena naszą wychowawczynią nie była. Sprowadzało się to najczęściej do rozliczania nas z nieobecności, spóźnień itp., ale miało to swoisty przebieg:
- Podgórski do tablicy....
- Kontynuuj rozwiązywanie zadania
Pani Profesor wertowała w tym czasie stan obecności sprzed kilku dni.
Kiedy już skończyłem (lub nie - wszystko jedno), padało pytanie
- Czemu wczoraj spóźniłeś się do szkoły?
- Dojeżdżam.... pociąg się spóźnił....
- No widzisz: spóźniasz się do szkoły... nie uczysz się.... siadaj. Dostateczny.
Dodam, że zupełnie nieistotne było czy zadanie rozwiązałem, czy nie.... Miałem o to żal nawet, bo... czy umiałem, czy nie - dostawałem trzy.

Kolejnym spornym tematem były włosy i zarost. Niewielu z nas wprawdzie już się regularnie goliło, ale meszek pod nosem (nasza pierwsza duma i chwała) niejednemu się już pojawił. Długie włosy były wykroczeniem takim samym jak spóźnienia czy nieobecności, a zarost w ogóle był nie do przyjęcia! Mieliśmy w klasie dobrego z matematyki (i noszącego wąsiki) Adama W. - któremu Pani Helena uwag nie zwracała. Gdy nagabywani o usunięcie naszych "agrestowych" włosków spod nosa protestowaliśmy posługując się przypadkiem Adama - Pani Helena stanowczo ucinała:

- On może mieć wąsy, bo umie matematykę! Wy nie!

Pedro (bo taką ksywkę przez ten cienki wąsik nad wargą zyskał) odwracał się wówczas w ławce w kierunku klasy i z dumą wypinał się wydymając wargi i podpierając się pod biodro, jak to czyniła właśnie Pani Helena.

Innym, dość stałym tematem lekcji matematyki były opowieści pod wspólnym tytułem "U nas w Suchowoli..." . Zawierały w sobie tak liczne wątki, że wiedzieliśmy w krótkim czasie wszystko o Rodzinie Pani Heleny (przypominam: w szkole uczyła Jej siostra Jadwiga, a w równoległej do nas klasie uczyli się Jej Brat i Kuzyn, że nie wspomnę, iż inny Brat ukończył naszą szkołę wcześniej i był słuchaczem Wyższej Szkoły Marynarki Wojennej). Dowiedzieliśmy się o sposobie w jaki Pani Helena szorowała niektórym stopy, a także o wielu innych sprawach takich jak prowadzenie drużyn harcerskich i tak dalej. Sporo opowieści dotyczyło - jak pisałem w innym miejscu - wspominania "najlepszych z najlepszych" w naszej szkole, również okraszonego często szczegółami z prywatnego życiorysu prymusów.

Skwapliwie wykorzystywali to wszyscy ci, którzy drżeli na myśl przed klasówką lub odpytywaniem i wręcz "podpuszczali Panią Helenę do tych zwierzeń. Czas wprawdzie mijał szybciej, ale kto miał dostać lufę - dostał, a cierpiała na tym nasza wiedza z przedmiotu. Byliśmy przecież niejako na starcie opóźnieni w stosunku do nowego programu i cała nasza matematyczna edukacja polegała na permanentnym odrabianiu zaległości. Skutek był taki, że mimo niezaprzeczalnych, dobrych chęci naszej Pani Profesor - matematyki po prostu nie opanowaliśmy w stopniu Ją zadowalającym.

Kiedy później - już tuż przed maturą - Pani Helena dowiedziała się, iż złożyłem papiery na Wyższą Szkołę Sztuk Plastycznych - była strasznie zdegustowana...

- Podgórski! Powinieneś pójść na politechnikę.... Zostać projektantem, masz w małym palcu geometrię i tylko - jak sądzę - z osobistej niechęci do mnie nie chciałeś się uczyć matematyki!
- Ależ, Pani Psor......
- Nie zaprzeczaj! Nie lubiłeś mnie więc nie lubiłeś matematyki! Odbieram to jak osobistą zniewagę! Kolejny "artysta" w klasie! (to była przejrzysta aluzja do Ryśka Farona).

Nie potrafiłem rozpoznać na ile jej gniew był rzeczywisty lub udawany, ale prawda była taka, że nawet gdybym uczył się matematyki bardzo pilnie - szanse startu na kierunki politechniczne miałem marne ze względów, o których wyżej...

Dziś wiem, że Nasza Pani Helena miała dla nas wiele serca i ciepła pod pozorami szorstkiej i oschłej "zewnętrznej powłoki". Nie jest łatwo uczyć w szkole stricte męskiej, będącej przecież zlepkiem typów, charakterów, osobowości oraz nawyków - także edukacyjnych - wyniesionych z przeróżnych regionów Polski. Jej sposoby na to, aby nas "wyrównać" a potem "podźwignąć" - były jak najbardziej skuteczne, ale nie wszyscy dotrwali do końca tej swoistej terapii. Najmocniejsi przetrwali i dali sobie radę: najpierw na maturze, gdzie matematyka była obowiązkowa, a później także na egzaminach wstępnych do szkół wyższych. Jeśli nawet nie uczyniła nas wybitnymi - sprowokowała nas do wyrobienia w sobie nawyku "głodu wiedzy", co procentowało przez całe nasze życie. Dziś o wiele łatwiej jest poruszać się nam między innymi w zagadnieniach związanych z informatyką i programowaniem, bo choć nie uczyliśmy się tego w TŻŚ - pozostał nam nawyk zwalczania niedogodności jaką może być niedostatek wiedzy w jakiejś dziedzinie. Natychmiast taką niedogodność zwalczamy i tę cechę zawdzięczamy między innymi Pani Helenie.

Andrzej Podgórski - 1966-71

Komentarze
Brak dodanych komentarzy. Może czas dodać swój?
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony

Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.

Brak ocen. Może czas dodać swoją?