"Słoń" - to był ktoś...
Dodane przez Pan Andrzej dnia 11.11.2007
Słoń wzbudzał w nas uczucia od panicznego leku po bezgraniczny podziw. Ewolucja tych emocji postępowała zgodnie z przejściem z klasy do klasy bo najbardziej sie go baliśmy w pierwszej a najbardziej uwielbiali w piątej.

"Słoń" uczył rysunku technicznego i powalił wszystkich od początku swoimi wymaganiami. Kreśliliśmy na kalce technicznej tuszem, robiliśmy różne szkice i rysunki odręczne...

- Każda linia ma mieć swoją grubość - mawiał "Słoń".
- Inna jest dla linii głównych obrysu, inna dla kreskowań a inna dla wymiarówek....

Nie od rzeczy będzie wspomnieć, że w TZŚ mieliśmy pracownie rysunku technicznego wyposażone jak niejedno biuro projektów w tamtych czasach. Każdy uczeń niał do dyspozycji "Kulmanna" czyli profesjonalną rysownicę na masywnym statywie z przeciwwagą, z przykładnicą na pantografie (zawsze pod stałym kątem) itp. Dla mnie - miłośnika rysunku - była to frajda, ale koledzy przeżywali męki i katusze stojąc za "tym czymś"... Jednym słowem - czułem się w swoim żywiole! Toteż później miałem niezłe chody u Niego. Wysyłał mnie po różne rzeczy "na mieście" - głównie do aptek po wodę mineralną "Zdrój Jana", którą zawoziłem do jego domu. Dzieki temu poznałem Żonę i Córkę "Słonia".

"Słoń" to był ktoś.... Wielki, zwalisty facet, poruszający sie po szkolnych korytarzach wolnym krokiem, kołyszący sie lekko na boki jak marynarz podczas sztormu. Biada temu kto w jakiejś szalonej gonitwie na przerwie znienacka wypadł zza zakrętu korytarza wprost na "Słonia". Nic nie pomagało, że prężył się przed nim na baczność poprawiając pośpiesznie fruwający gdzieś "na bakier" kołnierz marynarski... Wysuniętą przed siebie wierzchem do góry, wyprostowaną prawą dłonią "Słoń" zadawał swój słynny cios czubkami palców między żebra. Lekko, od niechcenia..... ale skutecznie. Każdemu odechciewało się po nim nie tylko biegać ale i mówić głośniej. Oczywiście - następowało słynne "kawalerze to..., kawalerze tamto..." ale metoda była niezawodna - zwłaszcza na "kotów" wprost z podstawówki, którzy ganiali po korytarzach jak "koty z pęcherzem" właśnie....

Ale popłoch siał także wśród "piątaków". Trzeba było widzieć jak wiali z ubikacji (gdzie rzecz jasna palili papieroska) na hasło "Słoń, Słoń idzie...." Gdzież więc podziw i uwielbienie? Powodem naszego zwykłego męskiego "yhyyyy...." był fakt, że Słoń przyjeżdżał do Szkoły trzema róznymi samochodami na zmianę: "swoim" Fiatem 1600 (to taki ze skrzydłami z tyłu - wzorowany na starych Mercedesach), żony Skodą Rapid (taka sportowa) i córki Volkswagenem (tez taki sportowy i do tej Skody podobny). Niesłychanie nam imponowało posiadanie samochodu w tamtych czasach, ale posiadanie TRZECH - to już było ubóstwienie..... Coś imponowało nam jednak jeszcze bardziej.... Ale o tym na deser.

Głównym zajęciem "Słonia" było "dyrektorowanie" a ściślej - z całą siłą to podkreślam - menadżerstwo w Szkole. Dlatego On po prostu nie przywiązywał wagi do "dupereli" (tu kamyczek do ogródka Szczepana) w rodzaju "pochwały, stypendia, czy stopnie" i pewnie wszystko myli i przekręcał. Za moich czasów był Dyrektorem d/s Technicznych i to On załatwiał wiele spraw związanych z finansami na inwestycje, wyposażenie i (podejrzewam) uczciwe pensje, jeżdżąc tam i z powrotem tu i ówdzie - głównie do Warszawy. Szkoła podlegała bezpośrednio Ministerstwu Żeglugi i tam znajdował się "główny zawór". "Słoń" po mistrzowsku umiał tym zaworem manipulować - jak sądzę. Swoje przypuszczenie opieram na pewnej rozmowie, której świadkiem niechcący byłem w gabinecie "Szefa nad Szefami"..

"Komendant" ubolewał właśnie, że czegoś tam nie da się załatwić.... Stos piętrzących się "niemożliwości". Słoń siedział niedbale w fotelu i tłumaczy Mu::
- Tadziu, ja wszystko załatwię.....
- Ale TEGO nie załatwisz....
- Co - "nie załatwisz"... "nie załatwisz".... - Wszystko się da załatwić....
- Ciekaw jestem jak.....
- Ależ Tadziu, bierze się auto, do auta koniecznie fajną dupę, jedzie się do Warszawy.... Jak wychodzisz z auta pod Ministerstwem... z dupą... to jesteś ktoś....
- Ech, Franek, Franek..... uśmiechał sie pobłażliwie Komendant
- Spokojnie , Tadziu, spokojnie .... Dupa ma być ładna i nie musi się nawet odzywać. Ma się kłaniać i uśmiechać, ale jej rola jest nieoceniona. Bez dupy nie masz kompletnie prestiżu, nic się tak nie załatwia dzisiaj. Daj mi auto (tzn szkolną Warszawę z kierowcą), fajna dupa może być ta czarna z Administracji albo ta blond z Sekretariatu i WSZYSTKO załatwię...

Załatwił, a nam też akurat te właśnie dziewczyny się baaaaaaardzo podobały. Przepraszam jedynie za "barwne" ich nazwanie.

Słoń to był ktoś......

Andrzej Podgórski 1966-71