Quo Vadis, Strono TŻŚ?
Dodane przez Pan Andrzej dnia 20.10.2008
Po wielu latach od ukończenia edukacji w szkole "aktywna" generacja absolwentów zapragnęła zrobić coś dla "ratowania wspomnień" - zwłaszcza po definitywnym zlikwidowaniu "Akademii Szuwarowo-Bagiennej". Zapoczątkowała ten proces stworzona w tym celu strona internetowa "TŻŚ-Memory", ale jej wymiar miał charakter raczej okazjonalny (cyt.: "Strona 'tzsmemory' powstała głównie celem wzmocnienia inicjatywy stworzenia publikacji 'Ostatni rejs' nt. 'naszej' szkoły.
Nie znany jest nam oddźwięk jaki może wywołać, a właśnie to mogło by zdecydować i o zakresie publikacji, jej formie i możliwe, że i o innych inicjatywach.
").

Pisząc "okazjonalny" mam na myśli fakt, że strona nie była chyba należycie rozpropagowana ani należycie aktualizowana, aby wywołać ten "szerszy oddźwięk" w środowisku absolwentów. Poza prezentacją wspomnianej publikacji wraz ze składem grupy inicjatywnej i kilkoma innymi tekstami zawierała jeszcze galerię fotek i forum. Nie mam zamiaru krytykować tego serwisu, bo nie w tym rzecz. Chodzi o to, że nie posiadał on tego "czegoś", co wyzwoliłoby w rozsianych po świecie ludziach szkoły - absolwentach i nauczycielach - chęć do dzielenia się wspomnieniami, pamiątkami czy refleksjami. Wziąwszy pod uwagę, że wielu z nich nie miało komputerów lub niezbyt biegle posługiwała się nimi - znikoma ich liczba dotarła do tej strony internetowej. Śmiem twierdzić, że było to bardzo wąskie grono, bo choć jestem biegły w posługiwaniu się komputerem i internetem - dotarłem do niej.... po Zjeździe w Dusznikach.

Stan ten - jak mi wiadomo z opowiadań, więc nie mogę z całą stanowczością stwierdzić jak było rzeczywiście - usiłowała zmienić grupa kilku absolwentów, którzy chcieli przyjąć na siebie redagowanie tej strony w celu jej ożywienia: wprowadzenia szerszego spektrum artykułów (historia szkoły, życiorysy nauczycieli itp.) oraz rozbudowania działu wspomnień absolwentów różnych roczników.

Ta słuszna ze wszech miar inicjatywa ożywienia strony natrafiła jednak na nieoczekiwany opór jej twórcy i ci, którzy chcieli ją rozwijać zdecydowali założyć całkowicie odrębny serwis internetowy poświęcony historii szkoły. Nie jest moją rolą ustalać dziś jakie były początki pracy tej grupki i czy wszystko odbywało się bez konfliktów z twórcą "TZSMemory". Jedno jest pewne: zrobili to lepiej, metodycznie, choć w prostej początkowo formie. Stworzyli bazę adresów dzięki której dotarli do szerokiej rzeszy absolwentów, a ci z kolei zaczęli przysyłać zdjęcia i wspomnienia. Serwis zaczął się zapełniać wartościową treścią i w końcu stał się miejscem spotkań wielu z nas.

Inicjatywa spotkania się w Dusznikach zaproponowana na łamach "Strony Absolwentów TŻŚ" dotarła podawana z "ust do ust" (telefonicznie) także do tych, którzy internetem się nie interesowali. Na tej stronie krystalizowała się idea zawiązania Stowarzyszenia w celu uchronienia przed dewastacją szkolnych pamiątek i być może reaktywowania szkolnictwa żeglugowego we Wrocławiu. Gdy serwis zaczął mieć coraz więcej odwiedzin, a pomysł na Stowarzyszenie zaczął być realny - nastąpiły pierwsze "kwasy" w łonie jej twórców odnośnie "polityki programowej", która (wzorem popularnego wówczas stanowiska naszych VIP-ów) brzmiała: "Bruecknera albo śmierć!". Chodziło o to, że nie chciano propagować innego niż ten adresu dla "odrodzonej" szkoły żeglugowej, choć rodziła się taka szansa (na Młodych Techników). Zastosowano więc swoistą filtrację (żeby nie powiedzieć cenzurę) tekstów - przydatnych lub nie takiej, a nie innej "linii redakcyjnej".

Nie jest istotne czy racja była po którejkolwiek ze stron; ważnym jest sam rozłam, bo tu należy szukać genezy dalszych wydarzeń. Jak w działającej sprawnie maszynie jeden maleńki, zepsuty trybik może doprowadzić do poważnej awarii - tak i tutaj zaczęło się źle dziać. Jeszcze przed Zjazdem w Dusznikach "przestrzeń internetową" zapełniły e-maile, z których wyraźnie wynikało, że jeden z członków grupy próbuje zdyskredytować innego w oczach całego środowiska. Nie mam zwyczaju cytować otrzymanej korespondencji, ale nawet ślepy zauważyłby w niej "podjudzanie i podgryzanie". Napisałem to nie bez kozery, bo stan ten utrzymuje się po dziś dzień przybierając wręcz patologiczne formy.

Wróćmy jednak do okresu tuż przed Zjazdem w Dusznikach. Oprócz wspomnianych wyżej prób "pozyskania elektoratu" przez deprecjonowanie wszelkich zasług innych - pojawiły się też w sieci e-maile obniżające rangę samego spotkania jako nie wartego zainteresowania. Na dodatek pod przysyłanymi do galerii fotografiami zaczęły się pojawiać bezczelne komentarze. Doprowadziło to do rezygnacji kilku naszych kolegów z przyjazdu do Dusznik mimo wcześniejszego zgłoszenia (znam przynajmniej jeden taki przypadek). Jeśli więc ktokolwiek zacznie używać zwrotu "Duszniki to spisek" - niech przyjmie łaskawie do wiadomości, że ten spisek zaczął się przed Zjazdem w Dusznikach i nie zainicjowali go kosmici ("obcy"), trojańskie konie itp....

Głównym celem zlotu w Dusznikach było (poza miłym spotkaniem w dawnym gronie) rozpatrzenie celowości powołania i ewentualnie powołanie Stowarzyszenia Absolwentów, którego statut zapewniałby ochronę pamięci Naszych Nauczycieli, Absolwentów i samej Szkoły. Priorytetowym zaś celem działalności w najbliższym po ukonstytuowaniu się okresie miało być przygotowanie i zorganizowanie Zjazdu z okazji 60-lecia szkolnictwa żeglugowego we Wrocławiu.

Odbyło się więc zebranie założycielskie, na którym z dawnej grupy redakcyjnej internetowego serwisu absolwenckiego obecnych było dwóch jej członków. Mieniący się publicznie pomysłodawcą i "ojcem stowarzyszenia" nie był na zebraniu obecny. Przedstawiono i zaakceptowano statut, rozpatrzono osobowość prawną związku i całkowicie demokratycznie, bez pośpiechu i "gwałtu" powołano Stowarzyszenie Absolwentów Zespołu Szkół Zawodowych Żeglugi Śródlądowej we Wrocławiu. W drodze głosowania wybrano także spośród kandydatów Prezesa. Następnego dnia pod jego przewodnictwem wybrano Zarząd, do którego nikt - powtarzam: nikt - nie zgłosił kandydatury "ojca stowarzyszenia". Jego największy wówczas i po dziś dzień "wróg" zaproponował więc jego kandydaturę na stanowisko skarbnika. Są zresztą odnośne dokumenty i nie muszę szczegółowo opisywać wszystkich faktów dotyczących powołania władz Stowarzyszenia. Nie to jest tematem tego opracowania.

Odnoszę się jedynie do zależności między powołaniem Stowarzyszenia a późniejszą "polityką redakcyjną" Strony Absolwentów, gdyż w dużej mierze ten właśnie fakt ciąży najbardziej na stopniowym spadku zainteresowania tym serwisem, a nie jakieś inne, "zewnętrzne czynniki". Jasnym przecież było, że kiedyś wyczerpią się źródła nowości: zostaną przysłane wszystkie zachowane zdjęcia, napisane zostaną wszystkie możliwe wspomnienia przez tych, którzy opisać je chcieli... Trzeba wówczas przystąpić do mrówczej pracy i redagować serwis tak, aby stale można było w nim coś ciekawego znaleźć. Nie jest moim celem rozliczanie kogokolwiek - chcę jedynie zaznaczyć, że uporczywa walka na słowa z nowo powstałym Stowarzyszeniem i członkami jego Zarządu nie wyszła na dobre reputacji tegoż serwisu - obojętnie kto był tych słów autorem...

O historii powstania redagowanego przeze mnie portalu "Żegluga śródlądowa wczoraj, dziś, jutro" pisałem wielokrotnie. Odrzucono moją pomoc (o którą wcale nie zabiegałem) przy wspieraniu modernizacji "Strony Absolwentów". Prosił mnie o to w Dusznikach Administrator tejże strony. Posługuję się tą terminologią stanowisk, bo nie wiedziałem kto tak właściwie ją redaguje, a kto nią administruje. Opracowany przeze mnie, a nie przyjęty projekt przekształciłem więc we własny serwis nie związany kompletnie ze Szkołą, choć zawierający sporo odniesień do jej historii. Trudno aby było inaczej: przecież znakomita większość pływających na statkach rzecznych Polaków to absolwenci naszej szkoły. Widocznie zainteresowała wielu z nich taka koncepcja strony poświęconej żegludze i swoją aprobatę wyrazili odwiedzając ten serwis być może częściej niż "Stronę TŻŚ" w jej ówczesnym i obecnym kształcie.

Obciążanie mnie więc "winą" za to, że z momentem powstania mojego serwisu na Stronie Absolwentów zaczęły się pojawiać teksty obrażające wszystkich i wszystko - ze Stowarzyszeniem i jego Zarządem włącznie - jest niedorzeczne. Nawet jeśli stanowiłem "konkurencję" - to rywalizacja powinna wyzwolić twórczego ducha, a nie haniebne zachowania w postaci nie kończącego się po dziś dzień publicznego szkalowania wielu zasłużonych dla szkoły i żeglugi osób. Cała aktywność na tej stronie skupia się przecież od dawna wyłącznie na dopisywaniu coraz to mniej mających wspólnego z koleżeństwem i kulturą (także kulturą słowa) komentarzy do dowolnych tekstów.

Znamiennym jest fakt, że "najpłodniejszy" użytkownik (a może współtwórca) tego serwisu nie napisał dotąd ani jednego felietonu, artykułu czy tekstu wspomnieniowego, refleksji ze szkoły czy życia w internacie... Poprzestaje jedynie na permanentnym krytykowaniu innych, nakręcaniu spirali oszczerstw i pomówień. Robi to w komentarzach do czegokolwiek - choćby to był tekst o gotowaniu zupy na zajęciach gospodarczych, a następnie cytuje samego siebie jako dowód na słuszność swoich wywodów...

Tak prowadzony portal stał się więc podobny (tu przepraszam jego twórców) do kolorowych, brukowych pisemek czytanych przez żądne sensacji i "rewelacyjnych" doniesień gospodynie domowe z oper mydlanych. Głównym miejscem odwiedzin stały się wyłącznie "komentarze" w panelu na pierwszej stronie. Gdyby wyłączyć ten panel - zapewne dla wielu czytanie i pisanie straciłoby sens (sic!). Niektóre "żony absolwentów" nawet nie potrafią znaleźć "starych" komentarzy gdy znikną z pierwszej strony - tak dalece nieważny jest zasadniczy tekst (news, artykuł), pod którym te komentarze sie pojawiły!

Tak więc siłą rzeczy każdy świeżo dodany news czy artykuł zamieszczony przez Redaktora został natychmiast opatrzony przez "czujnego cenzora" stosownym komentarzem - im "gorszym" tym "lepszym" - najczęściej nie mającym nic wspólnego z komentowaną treścią - byleby tylko pojawił się na pierwszej stronie! W niektórych miejscach ich autor wręcz sumituje się, ze "nie zdążył jako pierwszy", co najlepiej obrazuje cel jaki mu przyświeca: jak najszybciej napisać jakiś (przeważnie wredny) komentarz pod nowym, "dziewiczym" jeszcze tekstem newsa, artykułu itp..

Przykłady? Jest ich mrowie! Tekst o wczasach na Elbie - komentarze bez sensu... Tekst o koncepcjach reanimowania żeglugi - komentarze bez sensu... Tekst o sukcesie absolwenta-maratończyka - komentarze bez sensu.... Tekst o odznace absolwenta - komentarze bez sensu... Nawet życzenia w Dniu Nauczyciela były dobrą okazją do komentarza bez sensu...

Niewątpliwe walory tej strony, cenione przez nas wszystkich od początku - zaczęły być spychane na plan dalszy, żeby nie powiedzieć, iż stały się całkowicie niezauważalne w gąszczu komentarzy pełnych prywatnych animozji. Tytaniczna praca jednego człowieka, mozolnie przez cały czas pracującego nad gromadzeniem jak największej "bazy wspomnień" - przyćmiona została przez niskie pobudki rzekomo największego jego "przyjaciela"...

Gdy w końcu zwyciężył rozsądek i zwaśnione dotąd strony podały sobie ręce zobowiązawszy się do zaprzestania bezsensownej walki o "prymat", a normalność zaczęła nieśmiało torować sobie drogę w relacjach między absolwentami tej samej szkoły i odwiedzanymi przez nich serwisami - wkroczył ponownie "Wielki Arbiter". Uznał, że pojednanie jest "nieważne", bo nie odbyło się na jego oczach i za jego przyzwoleniem. Administrator "Strony Absolwentów" nie ma prawa robić cokolwiek bez jego aprobaty, a tym bardziej namawiać do zaprzestania "poruszania się w grząskim błocie". Wręcz mu grozi:

"Wiesiu jeżeli nie zawrzesz się to, *każę* Cię otoczyć kokonem z papieru, a nawet toaletowego.
Twoje: Cyt/ I może na tym zakończmy ten bezsensowny spór./... Jest najgorszą kategorią impertynencji. Niech Ci się nie wydajne, ze możesz takie kurduplaśne gnioty fasować.
(...) Strona traci dziewictwo. Zarzynasz ją Ty.
"

Ha! Bo przecież to On - "Wielki Arbiter" - najlepiej wie co dla Administratorów i samego serwisu jest najlepsze! Co trzeba robić lub kogo jeszcze poniżyć, obrazić, "zlustrować" aby strona "odzyskała kręgosłup"... Jest najdowcipniejszy, najbardziej elokwentny, nieomylny, nieskazitelny, kryształowy, a więc wybrany, namaszczony... I niczym Kordian cierpi za miliony... Srebrników?

Mając pełną świadomość, że pisząc powyższe narażę się na kolejne epitety "Wielkiego Arbitra" pod moim adresem (one zresztą nigdy nie ustały więc jestem doskonale uodporniony) zadaję więc pytanie zawarte w tytule: dokąd zmierzasz - Strono Absolwentów? Eskalacja negatywnych zachowań jednego tylko człowieka ma zdominować całkowicie treść zasłużonego serwisu absolwenckiego? Czy naprawdę komukolwiek zależy na tym, aby śmiano się z nas i naszej wspólnej przeszłości czytając te przedziwne, pokrętne i nacechowane nienawiścią zabiegi erystyczne?

Ktoś może zapyta: dlaczego akurat tutaj ten tekst zamieszczam?.... Jako członek-założyciel Stowarzyszenia tutaj - na tej stronie powiedziałem "A" informując o "końcu wyścigu zbrojeń" - mówię więc "B" jako najzwyklejszy człowiek i absolwent żeglugowej Alma Mater... "C", "D" ani tym bardziej "N" nie będzie.

QUO VADIS?
Andrzej Podgórski - matura w 1971
wychowawcy: Zenon Brzezowski (1 rok), Henryk Pasek
Bronisław Jaśnikowski (warsztaty), Józef Kusek (internat)
język polski (i kultura słowa): Jadwiga Szulc (1 rok), Irma Pyszniak