Maniek i Radział
Dodane przez Wegrzyn Jozef 75d dnia 20.11.2007
Historię , którą chcę opowiedzieć usłyszałem od swojego Przyjaciela kpt.Mariana Rynkiewicza.
Pracowałem wówczas na statku szkolnym "Westerplatte II" i w przerwie navigacyjnej byliśmy na stoczni "Zacisze".
Wypiliśmy na śniadanie po szklaneczce dobrego winiaku "Soberano" i Marian zaczął opowieść charakterystycznym dla siebie przeciąganiem jakby w zamyśleniu urywanych zdań :

- Byłem z Romkiem Radziałowskim na studniówce - mówił powoli patrząc gdzieś w przeszłość.
- Było to pod koniec lat sześćdziesiątych.Siedzieliśmy przy stoliku na przeciwko mgr Piotra Roskosza.
- Roman stary wodzirej szalał po sali ,a ja obserwowalem jak Piotrek / Roskosz / rzuca pączkami w żonę Mirka Kowalewskiego.
- Co jakis czas...- Marian opowiadał dalej i sączyliśmy powoli rozgrzewający trunek.
-...Pietrek wychodził do toalety i wracał po trzech minutach i dalej rzucał pączkami -
-..Za którymś razem jak ponownie wyszedł wziąłem pustą butelkę po wodzie mineralnej , odliczyłem 3 min. i rzuciłem w kierunku drzwi od kibla -
rozpromienił się mój rozmówca.

- I co trafiłes Go? - zapytałem uśmiechając się.
- Trafiłem ,trafiłem , ale Wolanskiego...bo Piotr przepuścił Go uprzejmie wychodząc z toalety.
Wrócił Roman / Radziałowski / i stwierdził , że coś nudno tutaj.
- Marian, Pietrek zaprosił nas do siebie na wódke...Idziemy ? -

Nie trzeba było mi dwa razy powtarzać.
- No pewnie -odpowiedziałem bez namysłu swojemu druhowi.
Roskosz mieszkał na zapleczu auli z tyłu Szkoły.
-Wypiliśmy po szlaneczce , a Piotr będący we wspaniałym nastroju zaproponawał nam , żeby przewrócić regał to będzie jeszcze weselej -.

- Romek poparzył na mnie i zrozumieliśmy się bez słów - kontynłował swoją opowieść kapitan Rynkiewicz.
- Szyba z upadającego regału skaleczyła mgr Roskosza w rękę -
- Mein Gott - syknął Pietrek widząc krew i zemdlał jak dobrze wychowana panienka upadadając na podłogę.
- Maniek musimy ocucić Pedała bo nam wykorkuje - stwierdzi Radział.
- Była piękna zima i snieg do pasa jak ciągnelismy Piotra za nogi po boisku szkolnym zostawiając smugę krwi na białym sniegu -
opowiadał dalej bardzo powoli Marian.
Nalałem po kolejnej szklaneczce wyśmienitego trunku, który przyjemnie rozgrzewał przewód pokarmowy spływając do żołądka.

W poniedziałek rano zabandażowany jak mumia zjawil sie w Pokoju Nauczycielskim prof. Roskosz.
Kiedy zobaczyła Go mgr Bednarska krzyknęła z przerażenia :
- Co sie stało panie Piotrze, czy miał pan wypadek ?

- Nie - odpowiedziała mumia - popiłem w sobotę z kapitanami i skałeczylem się.
- Chcecie zobaczyć jak zdemolowaliśmy moje mieszkanie ? - spytał zachęcająco Peter i zaprowadził tam prawie wszystkich z Pokoju Nauczycielskiego.

Wypiliśmy po kolejnym łyku "Soberano" i Marian kontynłował swoją opowieść.
- W poniedziałek rano dogorywałem sobie na domowej koice kiedy huk dzwoniącego telefonu mało nie rozerwał mi czachy -
pokazywał mi na głowe Marian wlewając następna szklaneczkę.

W słuchawce rozległ się głos Pani Sebastianowej z sekretariatu.
- Panie / jeszcze wtedy / poruczniku proszę natychmiast zgłosić się do Pana dyr. Cieśli -.
- Kiedy zaczłapałem do sekretariatu siedział tam już Romek i pokazywał mi , że niby to jeszcze nic nie zeznawał -
cedził przez zęby Marian.

- Proszę Panowie do mnie -usłyszeliśmy głos Cieśli.
- Co Wy wyprawiacie ?
- Już cała Szkoła była oglądać zdemolowane mieszkanie mgr.Roskosza - huczał na nas dyrektor.
Romek zerkał ukradkiem na stolik Tadeusza gdzie stała butelka wody mineralnej.

Pomyślałem to samo, że Go "suszy".
Szkoda jednak , że nie trafilem Piotra przed kiblem tą pustą butelką - pomyślałem sobie w duchu - powiedział Maniek .
Dyrektor Cieśla kazał nam za karę posprzątać mieszkanie Petera, a później pomagać w barze pani Gieni w wydawaniu bigosu.
To nie była żadna kara bo Gienia była czarującą kobietą, ale musieliśmy coś zrobić społecznie dla Szkoły, żeby zmyć swoją winę.
Kiedy opuściliśmy gabinet Cieśli, Roman zapytał :
- Czy masz chęć na piwo Maniek ?
- W poniedziałki nie pijam - odpowiedziałem .
- Szkoda - zdziwił się Radział - bo mam cholernego kaca, a Ty nie ?
- No dobra , ale robię to tylko dla Ciebie - odpowiedziałem widząc jak się męczy.
I poszlismy z Przyjacielam do "Harendy" - skończył swoją opowieść kapitan Rynkiewicz.

Roman Radziałowski - w latach 1962 -1969 kapitan staku szkolnego "Westerplatte".
Zginął tragicznie na wiosnę 1971 r. w wypadku żeglugowym pod mostem Osobowickim wykonując obowiązki służbowe .

Marian Rynkiewicz - w latach 1977 -1981 kapitan statku szkolnego "Młoda Gwardia".
Zmarł w tragicznych okolicznościach w lutym 1981 r. w czasie prowadzenia kursu dokształcającego na patenty żeglugowe.

Obaj byli prawdziwymi Wilkami Rzecznymi największymi marynarzami w historii naszej Szkoły.

mgr Piotr Roskosz - w latach 1968 -1972 nauczyciel języka niemieckiego.
Wyjechał na stałe do Niemiec i zginął tam w niewyjaśnionych okolicznościach.

Wszyscy Oni pozostali na zawsze w naszej pamięci jako pomnik wielkiego TŻŚ-iu.

Józek Węgrzyn