"Bałtyk"
Dodane przez Wegrzyn Jozef 75d dnia 15.11.2007
Dedykuję Irkowi S. - mojemy Przyjacielowi z TŻŚ

Mimo, że przyjechałem z Kongresówki nie dostałem miejsca w Internacie TŻŚ. Moi rodzice pracowali na kierowniczych stanowiskach i chociaż zarabiali nie tak dużo to jednak za dużo, żebym znalazł się na liście ubogich.

Zamieszkałem na stacji i tak już było do matury. Miało to dobre strony bo nie miałem po lekcjach problemu mundurowego.

Od trzeciej klasy wynajmowałem pokój na ul. Słodowej /obecnie Kazimierza Wielkiego/. Płacił mi za to K.S. Budowlani bo trenowałem w tym klubie lekkoatletykę. Zrobiłem tzw. drugą klasę sportową i dostałem stypendium. Miałem też stypendium ze Szkoły plus parę groszy od rodziców i można było przyzwoicie egzystować.

Naprzeciwko mojego mieszkania na ul. Ofiar Oświęcimskich była restauracja "Bałtyk". Moi koledzy z rocznika szczególnie Kirus i Ząbek często tam wpadali na jednego i więcej. Ponieważ mieszkali w Internacie mieli problem mundurowy, ale zostawiali go właśnie u mnie i szli napić się po cywilnemu. Jechałem na stadion a Oni szli do knajpy. Jak wracałem wieczorem to Oni wracali po mundury i jechali "11-tką" do Internatu. Było fajnie, ale parę razy zasiedzieli się troszkę dłużej i nad ranem stukali mi w okno.

Po paru takich imprezach Pani Aniela właścicielka mieszkania chciała wymówić mi stancję. Musiałem więc wyrzucić moich druhów z tej mety. Zeźlili się na mnie, ale ja uratowałem tą świetną stancję w centrum miasta.

W 1974 r. / w erze propagandy sukcesu ? / polska gospodarka miała się dość dobrze. Zaopatrzenie w sklepach było OK, a przede wszystkim Polacy byli gwiazdami na światowej arenie sportu.

Najpierw grad złotych medali na Olimpiadzie w Monachium. Później kolarze Ryszard Szurkowski i Stanisław Szozda wygrywali Wyścigi Pokoju i Mistrzostwa Świata, aż w końcu przyszła "Złota jedenastka" Kazimierza Górskiego.

Polska oszalała. Mogliśmy zdobyć w Monachium Mistrzostwo Świata i zostać potęgą polityczną i gospodarczą tak jak Niemcy, gdyby nie błąd K.Gorskiego, który zgodził się grać na "basenie pływackim". We Frankfurcie było oberwanie chmury deszczowej i sądzia nie chciał rozpocząć meczu. Kazimierz Górski i Jacek Gmoch zdecydowali sią jednak wyjść na boisko. Jedynego gola strzeli Gerd Müller - oczywiście dla Niemcow.

Na sporcie znali się wówczas - a na piłce nożnej w szczególności - Wszyscy. Dojeżdżałem tramwajem "11-tą" do TŻŚ - u i rano dogrywano w nim wieczorne mecze. Robert Gadocha i Kazimierz Deyna z Legi nie przeszkadzali kibicom Śląska w dyskusjach o ustawieniach drużyny Górskiego.

Oglądałem kiedyś jeden z meczów u Pani Anieli mojej gospodyni. Polacy mieli jakiś słabszy dzień i coś im nie szło. Aniela przyglądała się z ciekawością i widziała, że mnie ta gra denerwuje.

- Józek - zwróciła się w pewnym momencie do mnie.
- Dlaczego Górski nie wystawił w napadzie Szurkowskiego ?
- Przecież to taki wspaniały sportowiec i Mistrz Świata - dodała jak najlepszy sportowy komentator Pani Aniela.

Już nie chciałem protestować, że na rowerze się jeździ a nie gra w piłkę, ale to w sumie nie było takie ważne. Wtedy przecież na sporcie znali się wszyscy, tak jak na wszystkim wszyscy sie znali. Byliśmy 9-tą potęgą na Świecie i........ komu to przeszkadzało ?

Uważam do dzisiaj, tamte lata za "złote" tak dla dla Polski jak i dla TŻŚ-iu. Jeżeli ktoś mi zaprzeczy stawiam mu dobre piwo w Niemczech, bo tutaj jest tylko dobre piwo jak
.... wszystko co jest dobre.

Następnego dnia Kirus i Ząbek opijali wspaniałe zwycięstwo nad Haiti i dyskutowali ze znawcami sportu w "Bałtyku" o ustawieniu drużyny na następny mecz. Pani Aniela zezwoliła ponownie "sportowcom" z TŻŚ-iu na zostawienie mundurów u mnie na stancji.

Nie ma już "Bałtyku" i nie ma. Pozostały tylko fragmenty wspomnień o wspaniałych Kolegach i tamtych pięknych czasach.

Józef Węgrzyn